Tegoroczny hit frekwencyjny – donżon na Zamkowym Wzgórzu. Noc Muzeów była zdecydowanie mniej popularna niż Noc Kultury. – Pewnie duży wpływ miała pogoda – oceniają muzealnicy. Ale żeby zobaczyć freski w Kaplicy Trójcy Świętej przynajmniej 40 minut w kolejce trzeba było postać
Noc z soboty na niedzielę wiele osób spędziło wędrując po muzealnych korytarzach i salach oraz zaglądając do galerii. Zgodnie z tradycją, którą zainicjowano w Berlinie w 1997 roku Noc muzeów to okazja do gratisowego zwiedzania i oglądania w niecodziennej porze. W Polsce w tym roku organizowano imprezę w kilkudziesięciu miastach. U nas też.
- Wyciągnęliśmy sąsiadów, tłumacząc, że telewizor im nie ucieknie. Teraz nam dziękują – uśmiecha się Anna Nowicka, która z mężem i trójką znajomych wybrali się na nocne zwiedzanie. – Byliśmy na Zamku, deszcz nas przepłoszył z donżonu a teraz albo CSK albo KUL – zastanawiają się głośno. I dodają, że jak policzyli ile wspólnie zaoszczędzili na biletach wstępu, to im wyszło, że stać ich na kolację gdzieś na mieście. A to dla emerytów istotne.
- 8 tysięcy zwiedzających, tyle osób nas odwiedziło do godz. 23. Przepiękny był o godz. 19 koncert w Kaplicy Trójcy Świętej ale niestety mogła go wysłuchać ograniczona ilość gości. Później też wpuszczaliśmy grupy zwiedzających, w sumie freski oglądało 60 osób na godzinę – wylicza Dorota Wawryniuk, kierownik działu marketingu i relacji zewnętrznych Muzeum Lubelskiego. – W Muzeum Literackim im. Józefa Czechowicza było około 500 osób, w Dworku Wincentego Pola ponad 250 – dodaje.
Najwięcej osób odwiedziło donżon, bo tam był naturalny przepływ zwiedzających, którzy mijali się na korytarzu by dłuższy czas poświęcić na oglądanie i oczywiście fotografowanie nocnej panoramy miasta. Zaciekawienie budziło pulsujące białe światło, które wiele osób brało za reklamę. Tymczasem z Wzgórza Zamkowego można było dostrzec najwyższą kondygnację Centrum Spotkania Kultur i wyświetlaną na niej pracę Nawera, artysty, który otwierał wystawę w Brain Damage Galery.
W samym Muzeum Lubelskim wiele osób odwiedziło najnowszą ekspozycję, czynną od piątku „Studio/pracownię” Tadeusza Mysłowskiego. Dawna przestrzeń działu rzemiosła została zaaranżowana na nowo i jest przedsmakiem zmian jakie zajdą w całej placówce. Zamek szykuje się do potężnego remontu, ekspozycja będąca próbą prezentacji działań artystycznych Mysłowskiego jest gotowa jako pierwsza. Noc Muzeów była okazją by ją zobaczyć.
- Szliśmy na zamek ale mąż w telefonie zobaczył, że jest po drodze Apteka Muzeum, jak muzeum, to może czynne i weszliśmy – tłumaczy kobieta, która razem z rodziną, dobrze po godz. 23 zwiedzała niewielką placówkę przy ul. Grodzkiej. Przypadkowi goście z zainteresowaniem wysłuchali opowieści o dawnych naczyniach aptecznych, oglądali stare opakowania, wagi, zaglądali do szuflad które kiedyś wypełniały zioła i ingrediencje z których aptekarze robili leki. – Zwykle miasto to jakoś organizowało a teraz ten przepływ informacji nie działa. Nie było dużo osób, może ze 25 – szacuje Zbigniew Rudzki farmaceuta i kustosz w Aptece Muzeum, który oprowadzał po wnętrzu z minionej epoki.
Pierwszy raz w Nocy Muzeów brało udział Muzeum KUL. Goście mieli do wyboru zwiedzanie wystawy „Kolekcja Mistrzów Krzysztofa Musiała” albo nocne wędrówki po gmachu uczelni śladami Marii Chomentowskiej i oglądanie ekspozycji „Praktyczne piękno”.
Wydarzenie zorganizowano także w innych miastach w regionie. Jedną z placówek, która pracowała w nietypowych godzinach było Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Pałacową ekspozycję oraz wystawę „Cień Czasu” w budynku Teatralni poświęconą zegarom słonecznym zwiedziło 1300 osób.